Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin

"Zgrzyty. Historia nienawistnej miłośći" - autopro. Strona: last

"Zgrzyty. Historia nienawistnej miłośći" - autopro Wysłany: 2008-12-16 20:22

Witam,
słowem wstępu: nowy jestem Witam wszystkich. I od razu przejdę do rzeczy. Otóż spłodziłem powieść z gatunku wypaczonych pod względem formy i treści. Szukam osób, które nie bałyby się przeczytać moich wypocin i ostro mnie zjechać w tych miejscach, w których im się będzie podobało. Społeczność DarkPlanet wydaje mi się wręcz idealną, nazwijmy to, "grupa docelową" Pomysł mam jak następuje: wysłać jedno, dwa opowiadania z powieści do działu opowiadania i czekać na ewentualny odzew. Jak kogoś zainteresuje, to będzie chciał czytać więcej. Jak nie, to nie. Co o tym sądzicie? A może ktoś zna wydawców rozsmakowanych w wulgarnej miejscami grotesce?

Poniżej streszczenie i kilka fragmentów "dzieła":


---
"Zgrzyty. Historia nienawistnej miłości" to pierwsza powieść z gatunku ultra noir, którego wyznacznikiem jest ekstremalnie ciężki, lepki mrok. "Zgrzyty" to poparte doświadczeniami studium beznadziejnej alienacji. "Zgrzyty" to jeden z najdokładniejszych w historii literatury światowej portretów psychologicznych socjopaty (nie mylić z psychopatą).
Bohaterem powieści jest alkoholik i narkoman cierpiący na somnambulizm. Fanatycznym dążeniem protagonisty jest zniszczenie Drugiego. Drugi to lunatyczne alter ego bohatera. Drugi to ten, który się budzi wtedy, gdy bohater zasypia, by swymi nocnymi wypadami zakłócić jego przytulnie beznamiętną egzystencję.
Protagonista posiada niecodzienne hobby. Są nim zgrzyty. Wynajdywanie zgrzytów w mechanizmach otaczających go „rekwizytów”, poznanych w barach i melinach ludzi o przydomkach takich jak Władca Zwierząt, Gordon Silberstein, Wciąg, Człowiek Echo Echo, Wachlarz, Motyl. Bohater jest przekonany, że to właśnie owe zgrzyty, poznanie ich istoty, ich genezy, stanowi klucz do pokonania Drugiego, do uśpienia go raz na zawsze.
W międzyczasie protagonista poznaje zafascynowaną Drugim studentkę psychologii, która stawia sobie za cel nauczenie bohatera emocji poprzez poddanie go kontrowersyjnej terapii szokowej. Studentka owa dąży do tego, by protagonista najpierw ją znienawidził, a potem pokochał.
Kajdanki, Piguła, Szkiełko, Maska, Szary Jedwab, Lustro, Cień, Marcin. Tak brzmią tytuły kolejnych rozdziałów. Każdy z nich przedstawia inny aspekt chorej psychiki protagonisty. Tak, protagonista ma na imię Marcin. Marcin Szymański. Pseudonim Szklistooki. Mroczny Lassie. Drugi Drugi. Kolor Purpury. Urwany Film.

---

Rozłożenie na części pojedynczego egzemplarza człowieka zajmuje mi maksymalnie godzinę. Znajduję bez trudu wszystkie luźne śrubki, rozkręcam w przestrzeni wyobraźni i kładę na stole usłanym stereotypami. Następnie zdejmuję pokrywę, przeważnie wystarczy samą maskę, i odrzucam na bok. Zazwyczaj schodzi gładko, ale zdarzają się i nieprzewidziane trudności. Rdza, korozja, dyfuzja, zwłaszcza dyfuzja. Maski wykonane są z różnych materiałów i niekiedy przywierają do tego, co gnije wewnątrz. W sytuacjach takich trzeba uderzyć z boku inwektywą lub komplementem, zależnie od surowca z którego wykonana jest maska, a wtedy pokrywa odpadnie. Po zdjęciu opakowania zerkam do serca mechanizmu. Mechanizm sam w sobie jest zawsze ten sam, więc nie ma się czym podniecać. To samo paliwo, te same przekładnie, te same odpady, ten sam koniec. Interesują mnie jedynie zębatki. Większość z nich jest stępiona od nadmiernego zużycia, ale działa jako tako. Prawie zawsze znajdę tę jedną jedyną, która zgrzyta zębami. Zawsze jest to zębatka, do której wpadło ziarenko wspomnień z dziurawego bagażu doświadczeń. Wystarczy jedno takie ziarenko by zaczął się koniec. Rozłożenie na części pojedynczego egzemplarza człowieka zajmuje mi maksymalnie godzinę. W jej przypadku życie to może być za mało.

---

Arek Kaletoń urzęduje na ostatnim, dziesiątym piętrze bloku mieszkalnego, naprędce posklejanego jakieś czterdzieści lat temu z dostępnych podówczas prefabrykatów. Faktowi temu budynek zawdzięcza swój własny, niezobowiązujący styl. Niezobowiązujący zwłaszcza do zachowania czystości. Wszystko w nim zdaje się przekonywać o kruchości ludzkiej konsystencji. Okalające budynek betonowe płyty to rozpadające się puzzle, mocno pogryzione przez żarłoczną entropię. Pomarszczone, brzuchate sufity klatek schodowych są niczym pośmiertne całuny zalegające nad głowami przechodniów, z każdym dniem i godziną coraz bliższe zakrycia ich przerażonych oczu. Zardzewiałe windy śnią swoje rdzawe sny, grożąc nagłym zejściem, na sam dół. W rzadkich chwilach przebudzenia trzeszczą niemiłosiernie, jęcząc coś na podobieństwo memento mori, memento mori.
Ilekroć zbliżam się do tego doświadczonego przez czas budynku, czynię użytek z mojej zasiedziałej paranoi. I to nie tylko ze względu na stan techniczny bloku. Niebezpieczeństwa wypatruję w przestworzach, ale nie wszystkich, a tylko tych obudowujących budynek. I wypatruję zła.
A zło ma czerwone oczy szczurów albinosów kamikadze na tekturowych paralotniach. Prawdziwych, nie halunowych. Duże zęby mają. I ciągle rosną. Zęby.
Ktokolwiek nadał Arkowi pseudonim Władca Zwierząt nie był gołosłowny, i nie chodziło mu tylko o relacje Arka z regularnymi klientami. Otóż Arkowi zdarza się eksperymentować nie tylko z narkotykami. Również z grawitacją. Arka eksperymenty z grawitacją wymagają jednego balkonu na dziesiątym piętrze, jednego okazu fauny, najlepiej zdziczałego krótkowidza gryzonia, jednego aerodynamicznego mechanizmu nośnego do zwalczania grawitacji, i przynajmniej jednego powiewu wiatru. Arek nie jest wybredny w kwestii obiektów ożywionych. Na długiej liście jednorazowych bohaterów tych rewolucyjnych dla świata nauki eksperymentów wystąpiły szczury, myszy, chomiki, kuny, pająki, i białe robaczki ze śliwek. Jak również mrówki w pakietach po sto i jeden kotek, i to tylko raz. Malutki był, ale i tak za duży. Nawiązując do historii kamikadze, Arek dodaje im kurażu poprzez umieszczenie przed odlotem w komorze ciśnieniowej ze sprężonym dymem marihuanowym. Jest to tak zwana Boska Mgła, po której następuje Boski Wiatr, czyli lot kamikadze.
Co do obiektów nieożywionych to Arek preferuje wspomniane tekturowe paralotnie, konieczne upiększone figlarnymi emblematami i odważnymi hasłami w stylu, za szybcy za wściekli, szczur wylądował, nie tylko dla orłów, komety z wąsami, i tym podobne. Oprócz paralotni w roli tymczasowego nośnika zwierząt wystąpiły spadochrony z plastikowych reklamówek oraz latawce bez smyczy. W przeddzień Nowego Roku była to rakieta z grubej petardy, przymocowana do Niezwyciężonego alias Wściekła Jaskółka, opływowego zwierzęcia marki chudy szczur.
Arek skrzętnie notuje czasy odlotu i lądowania, zestawia ze statystykami z minionych eksperymentów, i podkreśla na czerwono te z rozbieżności, które przekraczają trzy odchylenia standardowe. Są to w, nomen omen, druzgocącej większości przypadki wynikłe z tak zwanego przedwczesnego lądowania. Jak to w świecie nauki, niektóre doświadczenia po prostu kończą się przed czasem, co w przypadku badań Arka łatwo poznać po brunatnoczerwonych plamach plaskaczach na tak zwanej wysokości zero. Na podstawie tych danych, kierunku i siły wiatru, przyczepionych czujników jak również sumarycznej masy obiektów doświadczalnych, Arek wyznacza empiryczne wartości przyspieszenia, pędu i siły, prędkości średnie, prędkości maksymalne oraz prędkości impaktowe, czyli de facto prędkości końcowe. Arek nie lubi frazy prędkość zderzenia.
Arek przeprowadza swoje eksperymenty głównie nocą, kiedy to szum tła pod postacią ruchomych obiektów ludzkich jest najmniejszy. Jak każdemu poważnemu empiryście wiadomo mu nie od dziś, iż obecność zewnętrznych obserwatorów nie jest tak do końca zewnętrzna i zamazuje prawdziwy obraz doświadczenia. Dlatego też Arek dokłada wszelkich starań, by te deformacje Prawdy zminimalizować do swojej skromnej postaci. W przypadku przypadkowych obserwatorów z dołu, zwanych stochastycznymi, przeinaczenia prawdy empirycznej przybierają zazwyczaj formę wrzasków, chichów, oraz refleksyjnych spojrzeń w głąb własnej istoty. Zwolennicy realizmu magicznego, do których skromnego grona z przymusu zaliczam się i ja, badają powinowactwo jawy ze snem. Sprawdzają czy wskazówki ich zegarków nie stały się gumowe, czy ich światła rozświetlają nagły mrok w ich duszach i czy ich lusterka odbijają ich głupawe wyrazy twarzy. Szczypią się niekiedy w ucho względnie uszy. Niektórzy obserwatorzy zastygają w bezruchu. Zastanawiające jest, iż ich wcześniejszą aktywność ruchową znaczyła bujna dynamika, wysoce zdezorganizowana. Dotyczy to głównie obserwatorów znajdujących się pod wpływem substancji zmieniających świadomość. Jednakowoż najpospolitsze i zarazem najbardziej złowrogie zakłócenie eksperymentu ze strony człowieka polega na krypto indyferencji. Występuje ono wtedy, gdy stochastyczni obserwatorzy udają, że nie obserwują i kontynuują ruch wedle pierwotnej trajektorii. Do tej grupy, co wielce zastanawiające, należą wszyscy mieszkańcy bloku z pogryzionej płyty. Myszy szybują, pająki spadochronują, szczury latawcują, a oni i tak widzą tylko swoje srające psy i ich gówna. Psy zresztą bardzo boją się lotników. Nie wiedzieć czemu. Może chodzi o przewagę technologiczną stworzeń przestworzy. Pewnie dlatego psy ciągle srają i srają.

---


Aha, i od razu uprzedzam wszystkich ciekawskich - to nie jest książka o mnie. Pzdr!



??? Wysłany: 2008-12-16 21:54

[i:cbcb00680f]Może byc fun, niegłupio ten kawałek się czytało[/i:cbcb00680f]


"Pestis eram vivus - moriens tua mors ero"


Wysłany: 2008-12-16 23:58

Zapowiada się całkiem nieźle, umieść całość.



Wysłany: 2008-12-17 20:33

Hej, dzięki za odzew. Ja podchodzę do własnych wypocin bardzo sceptycznie i według mnie to jedna wielka qpa. No ale skoro chcecie czytać to nie ma problemu Całości nie zamieszczę od razu z kilku względów: po pierwsze nie wiem czy by się zmieściło (~100 000 wyrazów, czyli ok. 400 stron po 250 wyrazów na stronę), a po drugie nie wiem czy wypada, gdyż czekam na odzew kilku wydawnictw. Pomysł mam taki - umieścić 1. rozdział i opowiadanie wyrwane z kontekstu rozdziału 4. ("Zimne Słońce") w dziale Opowiadania. Co też za chwilę uczynię i o czym po fakcie powiadomię. Później natomiast wytrwałym, których nie zanudzi początek i pseudo psychologiczny bełkot, podeślę całość na ich skrzynki mailowe, indywidualnie. Jeżeli natomiast ktoś jest z Warszawy i nie lubi czytać z monitora to może się ze mną spotkać osobiście, a użyczę tej osobie manuskrypt w standardowym formacie, na którym to manuskrypcie ta osoba będzie mogła sobie nanosić uwagi, żarciki, szlaczki, wierszyki czy też psychodeliczne rysuneczki (zwłaszcza za te ostatnie będę wdzięczny )
Pzdr!



Wysłany: 2008-12-17 21:35

Okej, wysłałem. Czeka na publikację. 2 artykuły w kolejce. Miłej lektury!
Pzdr



Oczekiwania cd. Wysłany: 2008-12-22 20:19

Hej,
czekam czekam a I rozdział nadal nie pojawił się w dziale opowiadania. Czy orientujecie się może ile ten stan "zawieszenia" będzie jeszcze trwał?
Pzdr



Login

Password


Załóż konto / Odzyskaj hasło