Into the Wild Wysłany: 2008-04-15 19:55
Ok, może to nie najświeższy film, ale obejrzałam go wczoraj i zapłakałam koszulę męża. Ponieważ bardzo rzadko płaczę na filmach, zresztą niewiele filmów jest tego wartych, uznałam że zasługuje on na uwagę.
Film przedstawiany jest jako opowieść (był kręcony na faktach) o młodym człowieku, który postanawia porzucić dotychczasowy konsumpcyjny i bezpieczny żywot, aby udać się "w dzicz", ponieważ wierzy, że właśnie tam odnajdzie sens życia i szczęście.
Moją uwagę zwrócił inny wątek. Mianowicie, historia człowieka zaślepionego przez ideę "powrotu do natury", jego niezmąconej wiary w to, że natura jest dobra, że to co w niej pierwotne i czyste jest w stanie zapewnić człowiekowi szczęście (powtarzam się z tym szczęściem. Okazuje się jednak, że Natura przez duże N, rządzi się własnymi brutalnymi prawami, a współcześnie człowiek bardzo łatwo ulega iluzji jej "sielskości".
Czy ktoś widział ten film? Można go rozpatrywać na jeszcze kilku poziomach, ale który wątek zwrócił Waszą uwagę najbardziej?
In meiner Badewanne bin ich Kapitän.
Wysłany: 2008-04-16 00:53
faktycznie, film wrecz poruszajacy. Dla mnie najwazniejszym momentem w filmie, a wrecz puentą było jedno zdanie, ktore bohater zapisal pod koniec filmu, mowiace o byciu naprwde szczesliwym jedynie dzielac te najlepsze chwile z innym czlowiekiem.
Chociaz musze przyznac, ze ta obsesja oderwaniem od swiata i "bycie calkowicie wolnym" udzielilo mi sie i przez moment zapragnelam zaszyc sie gdzies na pustkowiu z dala od cywilizacji :)
Wysłany: 2008-04-16 09:48
[quote:4f5f6d775b="cigarette"]Chociaz musze przyznac, ze ta obsesja oderwaniem od swiata i "bycie calkowicie wolnym" udzielilo mi sie i przez moment zapragnelam zaszyc sie gdzies na pustkowiu z dala od cywilizacji :)[/quote:4f5f6d775b]
Pustkowie z dala od cywilizacji, ok zgoda, sama czasem lubię oderwać się od świata i innych ludzi, ale nie mogłabym żyć jako samotny zwierz, jak chciał to uczynić bohater filmu.
Człowiek jest zdecydowanie istotą stadną. Postawiony sam wobec "dziczy", wyposażony nawet w najlepsze narzędzia, nie jest w stanie poradzić sobie z jej ogromem. Nawet ludzie, którzy na co dzień żyją w najdzikszych miejscach na ziemi, nigdy nie żyją samotnie. Nam ludziom żyjącym w tzw. cywilizowanym świecie, może wydawać się, że ujarzmiliśmy przyrodę, narzuciliśmy jej swoje prawa. Ale cóż z tego, skoro zawsze może przyjść większy huragan, większe trzęsienie ziemi, większa powódź itd.
To samo dotyczy klimatu. Kim my jesteśmy żeby sądzić, że tylko działania człowieka wpływają na zmiany klimatu, zwiększenie CO2 w atmosferze itp. Klimat zależy od tak wielu czynników i zmiennych, że tak na dobrą sprawę nie jesteśmy w stanie przewidzieć pogody nawet na dwa tygodnie/miesiąc naprzód.
Nawiasem mówiąc mnie najbardziej wzruszyło nie to ostatnie zdanie, ale to, że tę prostą prawdę bohater miał cały czas przed oczami. Przewijała się ona przez cały film. Smutne, heh.
In meiner Badewanne bin ich Kapitän.
Wysłany: 2008-11-11 13:28
Kurcze, ja muszę powiedzieć, że pokochałam film od razu, zanim go zobaczyłam.
"Film opowiada o kolesiu, który rzuca życie w konsumpcyjnym społeczeństwie na rzecz wyższej idei."
Mówię, kura, coś o mnie...
Oczywiście, nie neguję, człowiek jest i bedzie zwierzęciem stadnym. Ale moim zdaniem przez tę historię Sean Penn chciał pokazać coś ważnego.
Pamiętacie scenę, w której Aleksander Supertramp rozmawia z farmerem, u którego pracował przy zbiorach zboża? Powiedział wtedy bardzo ważne i mądre słowa. Że to społeczeństwo jest winne tego, że człowiek dla człowieka jest bestią.
I myślę, że nie chodzi o to, aby każdy z nas zostawił wszystko i wyjechał w dzicz (chociaż gorąco polecam, bo sama uciekłam prawie pod biegun i zaledwie kilkanaście kilometrów dzieli mnie od dziczy, w której można zginąć w kilka godzin), raczej o zastanowienie się nad życiem; jego sensem i składnikami, nad tym, co jest naprawdę ważne. Z resztą z założenia główny bohater chciał wrócić do normalnego życia. Może zacząć pracę, napisać książkę.
I chociaż ja równierz się rozbeczałam na koniec, to tylko ze wzruszenia, a nie ze smutku, bo smutku tam nie było. Gdy umierał, umierał szczęśliwie. Bo zaznał czegoś, o czym większość ludzi na tym globie nie ma pojęcia: prawdziwej wolności. Był panem swojego losu, jak wilk w gęstym lesie. A jego życie zainspirowało wielu ludzi na jego drodze (parę hipisów, staruszka, farmera, dziewczynę z gitarą) oraz innych, którzy w ogóle go nie poznali, ale usłyszeli jego historię.
I nie zgodzę się z tym, że dzielenie tego szczęścia z kimś było pointą w filmie. Jeśli pamiętasz, on naprawdę polubił tę dziewczynę z gitarą. Ale nie mógł z nią zostać, bo wiedział, że ma w życiu misję. A napis o dzieleniu się tym wyrył wiedząc, że misji dokonał, ale nigdy nie będzie miał szansy opowiedzieć o tym własnymi ustami.
Dla mnie film pozostanie w kanonie najulubieńszych. I dokładnie wiem dlaczego :)))))
dlaczego nie?