Wysłany: 2008-01-05 13:45
Alpha, wspolczuje, ja od 2000 roku tylko 8 mieszkań w ciągu 7 lat, hehe Ale co wspomnienia zostały, to moje 8) Warto było te wszystkie perypetie przeżyć :D A w tym roku mam nadzieję własne M3 w końcu załatwię, ale nie zapeszam :twisted: Tylko będę potrzebowała współlokatora i tak i to trochę mi tę radość psuje
"Make Foch Not War" "Nic nie może się zmarnować"
Wysłany: 2008-01-05 18:53
1. rok - wlasny pokoj - mieszkanie 3 pokojowe - 3 osoby - niby fajnie ale... mieszkanie na parterze, ciemnno jak cholera - wiekszosc roku mialam jakas depresje czy cos - kolezanka skonczyla studia, koles zmienial akcje w mieszkaniu - trzeba bylo sie wyprowadzic. do tego w zimie musialam utykac szmaty w okna bo byly takie nieszczelne - na szczescie nie obchodzily nas rachunki! tylko stala oplata to moglysmy grzac, prac, gotowac, swieci ile fabryka dala.
2. rok - super mieszkanko w nowym bloku, zamieszkalam z druga wspollokatorka w jednym pokoju zeby bylo taniej... w drugim pokoju mieszkal chlopak z ktorym do dzis dnia sie przyjaznie, ale po okolo miesiacu niemalze przeprowadzil sie do nas nowy bojfriend mojej wspollokatorki - jakby to powiedziec. stan mojego wkurwienia wzmagal sie wprosproporcjonalnie do czestosci jego odwiedzin - on sam srednio mi przeszkadzal, ale fakt, ze bywal u nas codziennie, ich powroty w srodku nocy, wieczne balowanie, przesiadywanie w kuchni, w pokoju, jego spanie u nas - no wybaczcie... ale raz - zgodzilam sie mieszkac z jedna osoba a nie z dwoma, dwa - co mnie obchodzi czyjesc pozycie? trzy - on mieszkal w dwupokojowym mieszkaniu tylko z siostra - mogli tam spedzac wiecej czasu - tak sie stalo po ktorejs z awantur bo mialam juz serdecznie dosyc. uczylam sie do egzaminu, a oni np urzadzali w kuchni impreze - nie do zniesienia! poza tym, sama ona byla glosna jak cholera, non stop cos wyprawiala. wyprowadzila sie miesiac przed koncem umowy, do tego nie zaplacila za zyrandol ktory zepsula, musielismy za nia placic kase - ogolnie jeszcze powiedziala wlascicielce ze to ja cos tam zepsulam... szkoda gadac - znalysmy sie 3 lata - od tamtej pory sporadycznie kurtuazyjnie na swieta skaldamy sobie zyczenia.
3. od dwoch lat mieszkam w tym samym miejscu, nowy blok, mieszkanie dwupoziomowe, wspollokatorzy praktycznie Ci sami, poza osoba w moim pokoju. generalnie po wielu klotniach i awanturach z jedna z hrabin z pietra wyszlo na moje, laska beznadziejna, ale jest gora 3 dni w tygodniu tutaj, wiec jakos jestem w stanie ja przebolec. mam niestety pokoj ze scianka kartongipsowa - efekt kazde stukniecie w chacie slychac jakby ktos mlotem pneumatycznym jezdzil mi po glowie. szczesliwie i poprzednia i ta wspollokatorka to typy raczej spokojne, jesli juz imprezujace to poza domem - z reszta jak wszyscy tutaj, zadna nie sprowadzala mi facetow do chaty, podobnie ja tego nie robie - uklad jest jasny, cos sie nie podoba - to sie mowi na glos - bez zbednych sentymentow. wole ekipe ktora sie uczy niz zestaw imprezowy ;] [color=red:3b84217568][/color:3b84217568]
pozamieniałam się z amebą na rozum.
Wysłany: 2008-01-05 23:47
[quote:07a9602b45="cross-bow"] uklad jest jasny, cos sie nie podoba - to sie mowi na glos - bez zbednych sentymentow. wole ekipe ktora sie uczy niz zestaw imprezowy ;] [color=red:07a9602b45][/color:07a9602b45][/quote:07a9602b45]
Hihi, też miałyśmy (dwie) taki układ ze współlokatorkami (dwoma) w którymś mieszkaniu. Jak coś nie pasuje, boli - mówić. Na koniec sie dowiedziałyśmy, że owszem, mówiły, ale właścicielowi mieszkania. Stopień naszej irytacji z Martą był spory, z prostej przyczyny: tamte dwie studiowały jakiś taki kierunek (architektura krajobrazu) że z nudów nie wiedziały, co ze sobą zrobić. To ciągle sprzątały. My z Martą - na wecie, nie wiedziałyśmy jak zwalczyć wszystkie zaliczenia, doba była za krótka by materiały opanować. Ale głupio nam było, bo wystarczyło przejść przez korytarz a któraś z architektek przecierała po nas ścieżkę mopem. Gdy poruszałyśmy kwestię, one mówiły - spoko, to z nudów (kiedyś nalały Domestosa do kibelka i siedziały obok przyglądając się, jak kamień odpada... - z nudów ) Na koniec przyszedł właściciel i nas opierdzielił, że biedne architektki skarżą się, że muszą po nas sprzątać, brudaskach (nota bene, to ten właściciel od książki na stole w kuchni )
Więc, Cross: uważaj z takimi układami. Możesz się jeszcze zdziwić
Wysłany: 2008-01-06 12:00
[quote:8a3d850910="Alpha-Sco"]Więc, Cross: uważaj z takimi układami. Możesz się jeszcze zdziwić [/quote:8a3d850910]
nie mam na co uwazac, bo to ja jestem raczej ta co cisnie na porzadek. aczkolwiek moj stopien irytacji nie ma nic wspolnego z tym. sprawe wiecznie zatkanych zlewow rozwiazalam prosto - przyszedl syn wlascicieli - naprawial syfon - jasno powiedzialam ze mam dosc inwestowania w srodki czystosci, gdy nikt inny tego nie robi - bez slowa wyjal pieniadze i zostawil. z reszta wlasciciele sa tacy, ze w zasadzie drugich takich to ze swieca szukac - wynajmuja chate bardziej w celach - zeby ktos w niej byl, a nie zeby zbijac na niej kokosy sami mieszkaja w innym miescie sprawy klotni, Piotrka akurat bawia - pyta czy jest lepiej lub gorzej - a metoda - udawanie ze sie "hrabiny" nie widzi - dziala cuda. o mowieniu sobie wprost o pewnych rzeczach - mowilam w kontekscie mojej wspollokatorki z pokoju. chodzi o to, zeby sobie mowic o pewnych rzeczach na bierzaco - a nie np innym wspollokatorom za plecami - tak sie mieszkac nie da po prostu.
pozamieniałam się z amebą na rozum.
Wysłany: 2008-01-12 18:03
co do wlascicieli mieszkan. tu gdzie teraz miszkam, mieszkam od czerwca, ale dopiero dzisiaj widzialam pierwszy raz wlasciciela, bo do tej pory kto inny byl glownym najemca mieszkania, ale niedawno przeszlo to na mnie i tylko pieniadze za czynsz przelewalam na konto. a dzisiaj przyjechal po poczte i rachunek za jakis zalegly prad. facet nie ma czasu, zeby do nasz przychodzic i sprawdzac co sie dzieje. mam szczura i balam sie, ze bedzie mial cos przeciwko. ale nic nie powiedzial. pokazywal mi jak sie odpowietrza kaloryfery i zanim wszedl do jakiegos pokoju, zeby pokazac na innym niz w kuchni, zapytal do ktorego moze wejsc. niby mieszkanie jego, ale szanuje nasza prywatnosc.
poza tym to troche dziwne dla mnie, zeby skarzyc sie wlascicielowi na wspollokatorow. ja ich sobie szukalam (jakby mnie bylo stac, zeby cale mieszkanie wynajmowac, to nie potrzebowalabym ich). a jak sa jakies drobne naprawy to sami naprawiamy. na zasadzie takiej, ze jak waz od prysznica zepsuty, to kupujemy swoj i przy wyprowadzce wymienimy na stary, zeby nie ladowac kasy w cudze mieszkanie.