Ponad wszelką wątpliwość jest fakt, że Tool to formacja genialna, której każda kolejna płyta wprowadza słuchacza w coraz to bardziej udziwnione sfery muzyczne będące odbiciem ludzkich wynaturzeń psychicznych. Nie do każdego ta muzyka trafia, ale nie znam osoby, która powiedziałaby złe słowo na temat twórczości tej formacji.
Zaraz po wydaniu płyty poszły opinie jakoby Tool nie udźwignął ciężaru "Lateralus". Przez długi czas byłem skłonny podpisać się pod tym obiema
łapkami, gdyż "Lateralus" to dzieło niemal absolutne. Rzeczą, która
skłoniła mnie, aby inaczej spojrzeć na "10 000 Days" była natomiast
najnowsza płyta Meshuggah. Początkowo też ją skreśliłem, gdyż wydawała
się prostsza, bardziej zachowawcza, wnosząca niewiele nowego do
wizerunku. Szybko jednak urosła w moich oczach na metalowe monstrum,
dopieszczone w każdym calu, stając się chyba najmocniejszą pozycją w
dyskografii Szwedów. Z Tool sytuacja wydaje się być bardzo analogiczna - Keenan z resztą muzyków nagrał płytę klarowniejszą, prostszą, bardziej
piosenkową, która pozornie nie wnosi do wizerunku formacji tyle ile
oczekiwano… ponownie z pozoru.Wszystko co napisałem powyżej - że "10 000 Days" jest strukturalnie nieco prostsze, bardziej chwytliwe jest prawdą. W dalszym ciągu jednak formacja zachowała wszelkie dotychczasowe atuty, niektóre z nich są chyba nawet jeszcze bardziej wyeksponowane. Cóż z tego, że powstał materiał bardziej klarowny, skoro dostaliśmy 11 przemyślanych, pozbawionych zbędnych udziwnień utworów, które wcale nie mają mniejszej siły rażenia niż te z "Lateralus" czy "Aenima". Wydaje mi się nawet, że praca sekcji jest tutaj jeszcze ciekawsza i jeszcze bardziej wgniata w ziemię. Pod przykrywką piosenkowych struktur kryją się bowiem kapitalna praca sekcji oraz cała plejada nienachalnych, jakże oszczędnie, ale i wymownie dobranych ozdobników, które są wisienką na morzu psychodelicznego tortu.
W przeciwieństwie jednak do "obZen" nagranego przez Meshuggah, jest tutaj jeden element, który nie uczyni z "10 000 Days" najmocniejszej pozycji w dyskografii zespołu. Tak jak na płycie Szwedów każda partia, każdy dźwięk świeci się jak psu jaja i stopniowo buduje napięcie, tak tutaj momentami tej dramaturgii brakuje. Pech chciał, że "Lateralus" pod tym względem był arcydziełem i nawet jeśli w danym momencie coś nie porywało, to jednak było elementem gradacji napięcia. Tutaj miejscami mamy wrażenie, że dreptamy w miejscu, a utwór mógłby być o 2-3 minuty krótszy.
Nie zmienia to jednak faktu, że Tool po raz kolejny nagrał wybitny album, który i tak deklasuje ogromną część rynkowej konkurencji. Po raz wtóry Keenan udowodnił, że muzyka ma przekazywać jakieś emocje, obrazować coś, a drobne udogodnienia aranżacyjne dla słuchacza nie są grzechem.
Tracklsita:
01. Vicarious
02. Jambi
03. Wings for Marie (Pt. 1)
04. 10,000 Days (Pt. 2)
05. The Pot
06. Lipan Conjuring
07. Lost Keys (Blame Hofman)
08. Rosetta Stoned
09. Intension
10. Right in Two
11. Viginti Tres
Wydawca: Volcano 3 Records (2006)