W życiu bym nie pomyślał ... Zawsze uważałem Machine Head za zespół przereklamowany. Wydali kiedyś bardzo dobry "Burn My Eyes", a kolejne krążki sprawiały wrażenie komercyjnych zapchajdziurek rynkowych. Prawdziwym apogeum gniotu były "The Burning Red" oraz "Supercharger" - dziwił mnie więc bardzo fenomen tego zespołu. Nie zmieniła tego nawet lepsza "Through The Ashes Of Empire". "The Blackening" posłuchałem więc tylko z tego względu, że płytka zbiera świetne recenzje w mediach ... czysta ciekawość.
Na początku roku zachwycałem się płytką Psyopus, która myślałem, że zostanie moim faworytem roku. Teraz się muszę ugryźć w język, bo oto ukazała się płyta naprawdę wyśmienita, dużo lepsza od krążka Psyopus, a do tego nagrana przez zespół, za którym nigdy nie przepadałem ... nienormalne?"The Blackening" nie jest żadną kontynuacją ani powrotem do korzeni. Szczerze powiedziawszy inaczej wyobrażałem sobie ten album, gdy czytając wywiad z Robem Flynn'em usłyszałem, że niektóre utwory mają po 10 minut, a w pojedynczej kompozycji jest po siedemdziesiąt parę riffów. Pomyślałem "czyżby MH chciało się bawić w Dream Theater?" Rzeczywistość okazała się inna ... i chyba dobrze.
Otrzymaliśmy bowiem genialny thrashowy krążek z dawką modernmetalowych naleciałości. Przede wszystkim podobają mi się wokale - nigdy nie lubiłem wokali krzyczanych, ale tutaj, Flynn śpiewa thrash-deathowo. Zmianie uległa także muzyka - utwory są długie, rozbudowane, ale zachowują pewien piosenkowy charakter, gdyż pewne motywy się powtarzają. Na szczęście muzyka, to jeden wielki wyziew - szybkie, agresywne riffy przeplatające się z wolniejszymi partiami, sporo dobrych akustycznych partii, sporo solówek - może nie wirtuozeryjnych, ale na bardzo wysokim poziomie. Osobną kwestią jest samo wykonanie. Nigdy przecież MH nie należał do zespołów zespołów grających technicznie - tutaj odnajdziemy sporo riffów rodem z Dream Theater, muzycy zaskakują precyzją wykonawczą i biegłością.
Prawdziwym atutem tego albumu, są jednak bardzo mądrze napisane utwory, idealnie wyważone - jest miejsce na czad, na agresję, na technikę, na spokój - nawet te czyste partie Flynna, w których śpiewa niczym wokaliści metalcore’owych amerykańskich zespolików pasują idealnie do kompozycji. Bardzo mnie cieszy, że zespół odszedł od modern metalu na rzecz neothrashu. Machine Head nagrał osiem utworów na bardzo wysokim poziomie, które trzymają w napięciu praktycznie od początku do końca - to jest właśnie ten fenomen - "The Blackening" jest krążkiem, który mógłby zadowolić prawie każdego fana metalu, a takich albumów jest naprawdę mało. Póki co jest to album, który ma naprawdę stać się albumem roku.
Wydawca: Roadrunner Records (2007)