Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Wakacje z dragami cz2 - nocne podchody

Młodość często niesie ze sobą bunt. Przeciw władzy, przeciw światu, przeciw temu co mówią starsi i bardziej doświadczeni. Niesie ze sobą też ciekawość, jak wiadomo - pierwszy stopień do piekła. Ciekawość nieraz tak głęboką, że i samo piekło chce się spenetrować. Ale zwariowane pomysły nie zawsze prowadzą do bolesnych porażek. Czasem do czegoś gorszego. Albo i nie, zależy jakie kto ma szczęście zarówno do pakowania się w kłopoty, jak i do wychodzenia z nich bez szwanku:)

Wakacje na Mazurach właściwie nie były złe. Nawet nie nudne. Ale Andrzej nie był typem, któremu do szczęścia wystarczają flaszka, kumple i kupa wolnego czasu, z którym nie ma co zrobić. Nie pociągało go błogie leniuchowanie nad jeziorem, męczył się również wieczorami w zadymionych i tłocznych tawernach, wśród sprośnych pijackich piosenek. Dlatego tego wieczoru nie poszedł wraz z kolegami na piwko, zamiast tego wybrał się na przechadzkę po lesie. Bezwiednie stawiając kroki na starej, zarośniętej trawą drodze rozmyślał nad niedawnymi słowami Kuby. Kumpel od razu znalazł wyjaśnienie jego braku zapału do zabaw i picia, kiedy tylko dowiedział się o spotkanej poprzedniej nocy dziewczynie. „Endriu, tyś się zakochał! Zabujałeś się w tej mrrrrocznej pannie!” – to zdanie cały czas odbijało się echem w umyśle Andrzeja. Chłopak miał jakieś przejścia z dziewczynami, zaliczył kilka nieudanych związków – ale trudno to było nazywać miłością, a jego podboje dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. Owszem, tajemnicza Magda, której pomógł uwolnić się od bandy zbirów, fascynowała go – lecz widział ją tylko raz na oczy i to w nocy. Jednak obraz jej drapieżnych oczu wciąż pozostawał żywy w jego sercu . „No właśnie – w sercu... Czyżby ten burak Kuba miał jednak rację?”. Dalsze rozmyślania przerwał snop białego światła, który na moment przeciął zapadający zmrok. Andrzej nie miał pojęcia jak daleko zaszedł pogrążony w myślach, ale rzut oka na zegarek uświadomił go, że nie jest dobrze i przydałoby się wracać. Jednak jego uwagę przykuły dwie postacie idące przez las. Jedna z nich trzymała latarkę, a wąski snop światła co jakiś czas omiatał drogę. Chłopak pod wpływem jakiegoś absurdalnego impulsu szybko kucnął za pobliskim krzakiem, zastanawiając się co u diabła o północy robi dwójka ludzi pośrodku lasu? Wtedy zauważył, że druga z postaci niesie sporych rozmiarów skrzynkę, a po chwili obaj nieznajomi znikli pośród krzewów po drugiej stronie drogi. Jak zwykle ciekawość okazała się silniejsza niż instynkt samozachowawczy, który nakazywał jak najszybsze spieprzanie w stronę miasta, i Andrzej powoli ruszył za cieniami. Starając się nie robić hałasu okrążał ich nieco z lewej, żeby nie tracąc widoku móc cały czas kryć się za drzewami. Po kilkunastu minutach obaj mężczyźni przystanęli – ich sposób poruszania, a zwłaszcza zduszona „kurwa” wypowiedziana na powitanie wystającego z ziemi korzenia nie pozostawiały chłopakowi wątpliwości co do płci śledzonych. Skrzynka z głuchym pacnięciem znalazła się na ziemi, a w świetle latarki błysnęła składana saperka. Po serii szurnięć i trzasków osobnik z łopatką schylił się i – ku zdumieniu Andrzeja – uniósł kawałek ściółki niczym klapę. Pakunek zapewne wylądował w skrytce, a po zatarciu śladów obaj nieznajomi oddalili się szybkim krokiem w kierunku z którego przyszli. Po chwili do uszu dobiegło pożegnanie feralnego korzenia - epitetami, przy których „kurwa” wydawała się być naprawdę ładnym i niewinnym słówkiem. Jeszcze kilka minut i chłopak opuścił swoją pozycję za krzakiem, z bijącym sercem zbliżając się do świeżo zamaskowanej kryjówki. Jak każdy mieszczuch, zapominając o ludowej mądrości – w tym wypadku, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. W tym wypadku piekło objawiło się jako oślepiająca jasność i cichy, mrożący krew w żyłach szept dochodzący zza pleców, poparty dotykiem zimnego metalu na karku

- Ręce do góry, tylko powoli bo cię rozwalę! – gdyby Andrzej nie odmówił tych kilku browców dzisiejszego wieczoru, na pewno dosłownie posikałby się ze strachu. Sparaliżowany ledwo zdołał unieść dłonie na wysokość skroni, gdy ostre światło poraziło go jeszcze bardziej, zmuszając do odwrócenia głowy.

- Jasna cholera, co ty tu robisz kolego? – rozległ się inny głos, z nutą zdziwienia ale i ostrego upomnienia.

Dwie z latarek zgasły, pozwalając chłopakowi otworzyć oczy. Mimo że wciąż widział jaskrawe kręgi i plamy, rozróżnił przed sobą dwie postacie w czerni, a z tyłu usłyszał oddech trzeciej. Dzięki Bogu nie czuł już na karku lufy, czy czegokolwiek czym to żelastwo było.

- Widzę, żeś nieśmiały jakiś. To ja się pierwszy przedstawię – kontynuował ten z przodu – Komisarz Olgierd Wielewicz, wydział do walki z narkotykami Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. A ty jesteś Andrzej, a na nazwisko masz jak?

Z uczuciem niesamowitej ulgi chłopak wymienił swoje nazwisko, dobrze pamiętając do kogo była adresowana koperta którą dostał od Magdy. Nawet nie zdążył zdziwić się, że policjant znał jego imię gdy padło kolejne pytanie.

- A teraz lepiej powiedz czego tu szukałeś. I radzę mówić prawdę, bo to zadecyduje czy od razu założymy ci bransoletki, czy dopiero za chwilę.

- Ja naprawdę nic złego nie zrobiłem, proszę pana! Jestem niewinny! Ja tylko poszedłem na spacer do lasu, to wszystko! – roztrzęsiony i wciąż przepełniony obawami nie zauważył infantylności takiego tłumaczenia. Było przecież dobrze po północy, znajdował się daleko od drogi i jeszcze dalej od miasteczka, a na dodatek stał na świeżo rozkopanej, kiepsko zamaskowanej ziemi.

- Taa, i pewnie nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś i w ogóle nic nie wiesz? – spytał drwiąco policjant zza pleców, po czym rozległ się charakterystyczny trzask zwalnianej zębatki w kajdankach – Zafundujemy ci dziś taksówkę ze środka lasu, prosto na komisariat w Giżycku. A tam sobie pogadamy inaczej.

Fala zimna sparaliżowała Andrzeja, nie był w stanie wyrzec nawet słowa na swoją obronę. Ale niespodziewanie wyrzekł je komisarz.

- Dajcie spokój, aspirancie Malinowski, młody nie miałby czym w ziemi grzebać. Chyba, że ma plażową łopatkę w kieszeni i mózg wróbla. Zresztą ręce ma czyste, pod paznokciami ani śladu piachu. Diabeł tkwi w szczegółach, a wy z prewencji każdego byście od razu zwijali. Co my, hotel albo burdel prowadzimy? Tutaj nasz nowy kolega na pewno więcej i chętniej powie niż u nas na kwaterze, nie młody? – stalowoszare oczy błyszczące pod czarną czapką z orzełkiem zmieniły wyraz na cieplejszy, nawet zachęcający.

- Tak panie komisarzu, ale mnie nie aresztujecie?

- O ile nie masz w kieszeni plastikowej łopatki, to nie – odpowiedział policjant nieco rozbawionym tonem. Ale Andrzejowi nie było ani trochę do śmiechu. To się nazywa wdepnąć w gówno po szyję, pomyślał.
- No dobrze. Widziałem dwóch facetów, przyszli od strony drogi i coś tu zakopali.

- A ty od razu musiałeś sprawdzić co to. Gdzie wy młodzi macie głowy, a jakby ta skrytka była zaminowana? Albo gdyby tam schowano coś zabójczo trującego? Jasny szlag, a znalazłszy tam powiedzmy broń, zabrałbyś ją beztrosko do domu, co? – odezwał się dotąd milczący trzeci policjant.

- Na tym co by akurat tu znalazł, mógł najwyżej zrobić troszkę kasy dzięki dilerce. Jeśli byłby szują. A nie jest. Młody, nie zgarniemy cię ale postaraj się więcej nie pchać palców między drzwi. – komisarz zwrócił się do chłopaka – Bo kiedyś ci je mocniej przytrzasną. Normalnie trzeba by spisać protokół i inne takie, ale nie cierpię papierkowej roboty, no i nasza sprawa wymaga dużej szybkości działania. Jesteś wolny, ale posłuchaj: wiem że zadawałeś się z Magdą Sznajderówną. I że przekazałeś wiadomość od niej. To miło, że mała tym razem nam pomogła, ale ona jest niebezpieczna. To zła kobieta. I umie manipulować ludźmi. Trzymaj się od niej z daleka, bo ta dziewczyna oznacza kłopoty. Nie tylko z nami, młody. A jeśli mnie nie posłuchasz, nasze następne spotkanie nie będzie już takie miłe. A teraz zmykaj.

„Co ci się nie podoba w Magdzie, cholerny psie? A może po prostu na nią lecisz?” – słowa komisarza tak zirytowały Andrzeja, że opadły zeń resztki strachu. Do tego doszła złość, że policjanci uniemożliwili mu zbadanie skrytki, na dodatek chcieli go zamknąć jak bandytę! Skrzętnie zanotował w pamięci nazwisko dziewczyny, to na pewno ułatwi jej odnalezienie „Zobaczymy co ona ciekawego powie mi o tobie, gliniarzu-komisarzu?” – przekorne myśli przelatywały mu przez głowę kiedy zdawkowo pożegnał policjantów i ruszył z powrotem w stronę drogi. Pogrążony w rozmyślaniach poczuł nagle ból w kostce, stracił równowagę i zwalił się na ściółkę. „Kurwa mać, ja pierdolę!” – syknął, otrzepując dłonie i obejrzał się na wystający korzeń. Już miał go kopnąć w złości, gdy tuż obok między pokrzywami zauważył coś białego. Sięgnął dłonią, natrafiając na notes w skórzanej oprawie. I w tej chwili przypomniał sobie wiązanki zadedykowane korzeniowi przez ludzi, których śledził. „Któryś z nich musiał to zgubić! Zobaczymy kto będzie górą, jak przejrzę to cudo a potem dam Magdzie.” – jednak komisarz ostro podpadł Andrzejowi. Do tego stopnia, że chłopak zamiast oddać dowód policjantowi jak porządny obywatel, zawziął się że zaniesie go ledwo poznanej dziewczynie. Młodość ma swoje prawa, choć bunt i przekora zwykle nie popłacają. „Zwykle” – ale nie „zawsze”. Pół godziny później, przeglądając na wpół pusty notatnik przy świetle z niezawodnej Nokii znalazł wpis: „Wacław Sznajder, Magdalena Sznajder” a obok adres. Przy tajemniczym Wacku widniały dopisane ołówkiem słowa „frajer garuje”. A nazwisko Magdy było podkreślone na czerwono... Tknięty dziwnym przeczuciem, zaczął dalej wertować notes gdy zza tylnej okładki wypadła fotografia Magdy. Wyglądała jak na zdjęciach przestępców z amerykańskich filmów, stojąc na tle białej ściany z podziałką i trzymając tabliczkę z nazwiskiem i numerem. Tu także miała na sobie mroczną czerń, ale jej włosy były zmierzwione i pozlepiane. Wzrok skierowany w obiektyw wyrażał bezbrzeżną nienawiść. A to, co przeczytał na odwrocie sprawiło, że wszystkie włosy stanęły mu dęba. Nie tylko dlatego, że dziewczyna była najwyraźniej w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Autor złowieszczej wiadomości podpisał się „Malina”. A jej treść bynajmniej nie brzmiała jak policyjny meldunek. Raczej jak donos. Skojarzenie z nazwiskiem gburowatego gliny z prewencji było aż nazbyt oczywiste. „Tylko kto tu ma rację?” – przeszło chłopakowi przez myśl. - „Towarzyszący komisarzowi policjant okazuje się pracować dla bandytów, ale Magda wygląda na tym zdjęciu jak rasowa kryminalistka. Przecież niewinnym takich fotek nie robią. Może ten Wielewicz miał rację i ta dziewczyna naprawdę jest groźna? W mordę, a niech sobie będzie i płatnym mordercą! Ale tym razem to ją ktoś prawdopodobnie chce zabić! A Magda jest taka... taka śliczna... I te zielone oczy...” – nieokreślone, ale silne uczucia wzięły górę. Andrzej postanowił, że za wszelką cenę musi ostrzec dziewczynę. Cokolwiek miałoby się stać później, nie będzie stał bezczynnie, czy raczej chlał na umór z bardziej lub mniej dennymi kumplami. Nie myśląc nawet o powrocie na camping, ruszył w drogę mając w pamięci adres z notesu. Całe szczęście, że w miarę orientował się w okolicy – studiowanie przed wyjazdem map na googlach na coś się wreszcie zdało. Dzięki temu widział na przykład, że ma przed sobą ładny kawał drogi. Ale co tam!

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły