Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Judas Priest - Killing Machine

Killing Machine, Hell Bent For Leather, Judas Priest, Fleetwood Mac, Rob Halford, heavy metal, rock, Running Wild

Dziwne są koleje płyty „Killing Machine”, gdyż w Stanach Zjednoczonych ukazała się ona kilka miesięcy później niż w Europie i to w dodatku pod tytułem „Hell Bent For Leather”. Z jednej strony wprowadza to małe zamieszanie w dyskografii Judas Priest, z drugiej jest mobilizujące dla kolekcjonerów, tym bardziej, że wersja amerykańska jest bogatsza o cover zespołu Fleetwood Mac. Przyznam też, że mimo tytułu, który widnieje w recenzji, tak naprawdę piszę właśnie o tym wydaniu, które kupiłem będąc w USA. Muzyka jednak tu i tu jest taka sama, podobnie jak okładka.

„Killing Machine” to jedna z najbardziej znanych i przełomowych płyt w bogatym dorobku Judas Priest. Wraz z bujniejącym image zespołu, wyostrzała się jego muzyka, ale i nabierała coraz większej różnorodności. Album ten jest bowiem zaskakująco wszechstronny i ukazujący cały przegląd emocji jakie towarzyszyły rodzącej się muzyce metalowej.

Początek jednak wcale na to nie wskazuje. Pierwsze dwa utwory to drapieżne i przebojowe kawałki, gdzie metaliczne gitary idą w parze z ekspresyjnymi wokalizami Halforda. Ma tę skalę i nie waha się jej używać w całej rozciągłości. Poza tym Judas Priest tnie solówkami i ma wiele rockowego rytmu. Podobnie rzecz się ma z „Hell Bent For Leather” i „Running Wild”. Wszystko to świetne kawałki, a ten ostatni zapisał się szczególnie w historii muzyki metalowej, gdyż w Niemczech pewien zespół ochrzcił się tym mianem. Co z tego wyszło chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć.

Pierwszym zaskoczeniem jest „Evening Star”. Zaczyna się nostalgicznie, jakbyśmy stali na brzegu i patrzyli na zasnuty nocą ocean. A potem wznosimy się nad nim w pieśni sięgającej gwiazd i promieniejącej niczym największe popowe przeboje: „Evening star i can see the light”. Rob wyciąga z tego refrenu jakąś nieprawdopodobną dawkę emocji i uniesienia. Jednak, gdy rozbrzmiewa „Take On The World” to dopiero okazuje się, że to jeszcze nie było wszystko: „Put yourself in our hands, so our voices can be heard and together we will take on all the world”. Jezus Maria co to jest za hymn! Gdyby go wykonywał Michael Jackson mógłby być drugim „We Are The World”. Ale tym hitem sami też dali radę podbić listy przebojów i zaistnieć na całym świecie. Z mniej metalowych kawałków jest jeszcze „Before The Dawn”, który jest smutną i wzruszającą balladą. Jak ktoś lubi to nie powinien mieć problemu z jej przyswojeniem.

W repertuarze znajdują się też numery bardziej kombinacyjne, lżejsze niż te metalowe killery, z wyraźnymi wpływami starego rocka lat siedemdziesiątych. Takie są „Burnin’ Up”, „Killing Machine” i „Evil Fantasies”. To tyle i aż tyle jeżeli chodzi o wersję podstawową. Na „Hell Bent For Leather” jest jeszcze wspomniany efektowny cover, a na reedycjach Sony Music z 2001 roku, pod obydwoma tytułami, można znaleźć jeszcze nie publikowany do tej pory „Fight For Your Life” i koncertowy „Riding On The Wind”. O ile zazwyczaj nie lubię bonus tracków, to taki skromny dodatek jest jak najbardziej na miejscu. „Fight For Your Life” to bardzo fajna, wybuchowa piosenka i aż dziw bierze, że nie znalazło się dla niej miejsce na którymś z regularnych albumów Judasów, a koncertowy szlagier jest dobrym zakończeniem i zawsze lepsze to niż powtarzanie któregoś z kawałków w jakiejś wersji demo.

Tak więc emocji co nie miara, a wszystko najwyższych lotów. „Killing Machine” to prekursorstwo, wytyczanie szlaków, tworzenie nowych kierunków. Tak wykuwał się metal.

Tracklista:

01. Delivering The Goods
02. Rock Forever
03. Evening Star
04. Hell Bent For Leather
05. Take On The World
06. Burnin' Up
07. The Green Manalishi (With The Two-Pronged Crown) (Fleetwood Mac cover)
08. Killing Machine
09. Running Wild
10. Before The Dawn
11. Evil Fantasies

Wydawca: CBS (1978)

Ocena szkolna: 6

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły