Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

AC/DC - High Voltage

High Voltage, AC/DC, T.N.T., Atlantic Records, ’74 Jailbreak, Phil Rudd, Mark Evans, Tony Currenti, George Young, Malcolm Young, Angus Young, Bon Scott, hard rock, rock and roll, blues, rock

„High Voltage” – pierwsza płyta AC/DC, taka jaką znamy, to nie jest tak naprawdę ich pierwsze oficjalne wydawnictwo, a jedynie kompilacja z dwóch poprzednich albumów, które ukazały się w 1975 roku tylko w Australii i Nowej Zelandii. W dodatku pierwszy z nich nosił już właśnie tytuł „High Voltage”, a drugi równie znajomy „T.N.T.”. Kiedy doszło do podpisania kontraktu z Atlantic Records i pojawiła się możliwość zaistnieć na całym świecie, wybrano najlepsze utwory i ponownie ubrano je w tytuł „High Voltage”. Miało to miejsce w roku 1976.

Co ciekawe prawie cały nowy „High Voltage”, łącznie z numerem tytułowym, pochodzi z „T.N.T.”, a z pierwszego „High Voltage” zostały tylko „Little Lover” i „She’s Got Balls”. Pozostały repertuar został wydany dopiero w 1984 roku w Japonii i Stanach Zjednoczonych, a w 1990 w Europie jako EPka „’74 Jailbreak”. Całe to zamieszanie powoduje dodatkowo, że wymienione dwa kawałki nagrane zostały w innym składzie niż reszta. Na „T.N.T.” zagrali bowiem już nowy perkusista Phil Rudd i basista Mark Evans, którzy zastąpili odpowiednio Tonego Currenti i Georga Younga. Tak więc wszystko to jest skomplikowane i powoduje, że nie wiadomo czy „High Voltage” można uznać za pierwszą płytę AC/DC czy jedynie za podsumowanie pierwszych dwóch. Ponieważ jednak urodziłem się po roku 1976 i to w dodatku nie w Australii ani Nowej Zelandii, to co znam od zawsze jako pierwsze AC/DC, tak też potraktuję i postaram się opisać jako zwartą całość.

AC/DC założyli w 1973 roku bracia Malcolm i Angus Young i jak to często bywa początkowo przez zespół przewinęło się kilku muzyków. Mimo, że występowali już wcześniej na żywo, poważne granie zaczęło się kiedy dołączył do nich charyzmatyczny wokalista Bon Scott. AC/DC dużo koncertowali ciężko pracując na swoją rosnącą popularność, którą zawdzięczali ostrej muzyce i bezpruderyjnemu wizerunkowi scenicznemu. Takie połączenie w połowie lat siedemdziesiątych musiało robić wrażenie. Trafiłem kiedyś w telewizji na koncert AC/DC z Bonem Scottem, wprawdzie z trochę późniejszych już czasów, ale publiczność siedziała w rzędach jak w filharmonii, a Angus biegał między rzędami i tarzał się po scenie grając na gitarze. Takie zachowanie wywoływało wtedy szok i entuzjazm. Niektórzy nawet wstawali z miejsc:) Do tego sprośne i pikantne teksty i jawi się obraz zespołu niepokornego i niesfornego, niosącego ludziom hard rock – nową, jazgotliwą i elektryczną odmianę rock and rolla.

Płyta „High Voltage” ma nie tylko zupełnie inny repertuar od swojej australijskiej imienniczki, ale także nową okładkę. Widnieje na niej Angus z gitarą, ubrany w mundurek szkolny, co stało się znakiem rozpoznawczym AC/DC na następne dziesięciolecia. Pojawia się również znany na całym świecie piorun, choć nie ma jeszcze charakterystycznego loga zespołu.

Jak daleko sięgały marzenia i ile pracy trzeba było włożyć w zespół, żeby zaistnieć już na tym etapie, ukazują dwa pierwsze kawałki, których same tytuły są bardzo wymowne. „It’s A Long Way To The Top (If You Wanna Rock ‘n’ Roll)” i „The Rock ‘n’ Roll Singer” są mocno przebojowe, z melodyjnymi refrenami i ostrym metalicznym graniem, które zresztą wyróżnia całą tą płytę. Trzeci „The Jack” wszedł do kanonu i na zawsze pozostał koncertowym szlagierem zespołu. Atmosfera się rozrzedza, czuć tu bluesowe inspiracje, a powolnie deklamowany tekst o kobiecie, która prócz rozkoszy zostawiła narratorowi tytułowego syfa („and who know what else?”), okraszony powtarzanym rytmicznie i wielokrotnie refrenem stał się powszechnie znany i entuzjastycznie wykrzykiwany podczas występów na żywo. Właściwie to nawet ta wersja albumowa jest stylizowana na graną na żywo. Na koniec Bon dziękuje publiczności w taki dżentelmeński sposób co chyba w założeniu miało być śmieszne i pozostawać w kontraście do niegrzecznego tekstu.

„Live Wire” to z kolei taki bardziej rozklejony, nostalgiczny numer, może mniej znany, ale moim zdaniem fantastyczny z przejmującym wokalem i świetnym klimatem. Dalej następny nieśmiertelny klasyk czyli „T.N.T.”. Refren i charakterystyczna końcowa gitarowa przeplatanka to podstawa rock and rola. „Can I Sit Next To You Girl” to znowu numer z uspokojeniami i wielokrotnie powtarzanym refrenem, co jego konstrukcję czyni podobną do „The Jack”, ale więcej tu ciętego grania i mocnych gitarowych fragmentów. Ogólnie kolejna bardzo udana pozycja.

Zupełnie spokojniejszy, bardziej rozespany i znowu podszyty bluesem jest „Little Lover”, razem z następnym, całkiem przeciętnym na tle całości, „She’s Got Balls” tworzą parę utworów z pierwszego „High Voltage” i moim zdaniem odstają trochę od znakomitej reszty. Cały wybrany zestaw bowiem jest wyborny i ponadczasowy. Wprawdzie słychać, że to jest bardzo stare, ale jednocześnie ma w sobie ogromną dawkę wybuchowej ekspresji. Gitary mają wiele pazura, ostrych riffów i jazgotliwych solówek. Daje to potężny ładunek elektrycznej, rockowej mocy. Do tego naprawdę świetny wokal i przede wszystkim charakterystyczne i hiciarskie przeboje składają się na doskonałą całość. Całość, która otworzyła drogę do wielkiej i światowej sławy zespołowi, który miał się stać jedną z największych i najbardziej rozpoznawalnych marek w historii muzyki.

Na koniec, moim zdaniem, największy rodzynek i absolutny hymn rock and rolla, w postaci piosenki tytułowej. Tyle w tym energii i rzeczonego wysokiego napięcia, tyle siły i zarazem patetyczności, charakteryzującej założenia szalonego, wyłamującego się ze społecznych zasad rocka. Po prostu: „High voltage rock ‘n’ roll”!

 

Tracklista:

01. It's A Long Way To The Top (If You Wanna Rock 'n' Roll)
02. Rock 'n' Roll Singer
03. The Jack
04. Live Wire
05. T.N.T.
06. Can I Sit Next To You Girl
07. Little Lover
08. She's Got Balls
09. High Voltage

Wydawca: Atlantic Records (1974)

Ocena szkolna: 6

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły