Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Pungent Stench - "Club Mondo Bizarre" For Members Only

„Club Mondo Bizarre

„Club Mondo Bizarre For Members Only” to kolejne wydawnictwo Pungent Stench, które ma niezliczoną ilość wersji i okładek. Każdy musiał we własnym zakresie wydedukować co cenzuruje, jak cenzuruje, co można, co nie można, a co można z mgiełką, albo z białym paskiem. Moja kaseta Loud Out Records ma tą samą okładkę co kaseta Nuclear Blast. Na płycie okładka jest inna, a na innych wydaniach płytowych jeszcze inna. W środku w całej gamie dewiacyjnych zdjęć z lochów sado-maso, część sromowych elementów jest pozakrywana, ale może to i lepiej, bo wszystko to włochate i paskudne, ble. Jest też zapis mówiący o tym, że jak ktoś chce teksty to proszony jest o wysłanie zaadresowanej koperty do Nuclear Blast. Ciekawe czy jak bym teraz wysłał to by mi przysłali.

Nie wiem czy chłopaki się nasłuchali wydanego rok wcześniej „Wolverine Blues” Entombed, ale nagrali album wybitnie death n’ rollowy. Już wcześniej, na EPce „Dirty Rymes And Psychotronic Beats”, trochę poeksperymentowali i teraz poszli mocno za ciosem. „Club Mondo Bizarre For Members Only” zaskakuje skocznością, porywczością i melodyjnością, choć w dalszym ciągu muzyka pozostaje niesamowicie chamska i wulgarna.

Naprowadza na to oczywiście już sama otoczka oraz zboczone i wykolejone teksty, ale największa w tym zasługa wokalu. Niby taki zdarty i zrozumiały i nie ma tu jakichś strasznych ryków, ale jest w nim coś odrażającego. Te krzykliwe frazy są uderzająco prostackie, a jednocześnie super wpisują się w linie melodyczne gitar i tworzą wykręcone motywy. Jak dla mnie ten głos jest fantastyczny, pasuje idealnie i decyduje o oryginalności tej płyty i całego Pungent Stench.

Chyba w dalszym ciągu jest to death metal, ale mnóstwo tutaj szalonego rock and rolla. Gitary dają się ponieść takiemu radosnemu graniu i riffy są bardzo grooveowe. Na szczęście nie brak tu ciężaru i dlatego daje to idealną mieszankę, taką do tańca i do ruchańca. Ważne jest również to, że nie brak tu wielkich szlagierów i cała płyta jest bardzo przebojowa.

Już pierwszy „True Life” wymiata i wgniata w ziemię, ale największym kilerem jest drugi „Klyster Boogie”. Cóż to jest za numer. Bardzo żwawy, idealny na koncerty, gdzie obrzydliwe sprośności leją się strumieniami. Wokale są totalne: „Yeah, a klyster with champagne. Yeah, that’s my favourite game.” Następnym rodzynkiem jest zaczynający się zupełnie progresywnie „I’m A Family Man”. Ale fajna jest cała płyta. Dużo tu konkretnego grania. Do tego wtrącone są scenki rodzajowe i różne efekty. Pungent Stench nagrali album odważny i nowatorski. Jak dla mnie wstrzelili się idealnie. Bardzo mi się podoba.

 

Tracklista:

01. True Life
02. Klyster Boogie
03. Choked Just For A Joke
04. Hydrocephalus
05. I'm A Family Man
06. Treatments Of Pain
07. In Search Of The Perfect Torture
08. Practice
09. Bizarre
10. Rape-Pagar Con La Misma Moneda

Wydawca: Nuclear Blast Records (2015)

Ocena szkolna: 5

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły