Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Merry Christless - Wrocław, A2 (16.12.2018)

Merry Christless, A2, Behemoth, Batushka, Imperator, Bolzer, Untervoid, Knock Out Productions

Sukces często rodzi kolejny sukces, o ile nie spocznie się na laurach. I tak było w tym przypadku, gdyż za ponowną organizację Merry Christless (tak jak i w 2017) wziął się Knock Out. Tak jak w roku poprzednim headem całego przedsięwzięcia był gdański Behemoth z czołowym bluźniercą kraju – Nergalem na czele. Tym razem formuła imprezy była inna, albowiem zdecydowano się na 3 koncerty w trzech różnych miastach, a nie jak rok wcześniej tylko 2 w stolicy. Tak czy inaczej efekt był tak samo zadowalający. Każdy z nich został w 100 procentach wyprzedany, a o to właśnie zespołom i organizatorom chodzi.

Obok w/w Behemotha do świętowania zostali zaproszeni: Untervoid, Bolzer, Imperator oraz Batushka. W przypadku Untervoid można powiedzieć, że ten krakowski band dostąpił nie lada zaszczytu mogąc wystąpić w tak doborowym towarzystwie. Bolzer z kolei grał już z Nergalem i spółką na trasie „Rzeczpospolita Niewierna”, także chłopaki się znają. Z Imperatorem jest o tyle ciekawie, że powraca (to może za dużo powiedziane, ale niech będzie) po 25 latach niebytu jako zespół na rodzimą scenę. Batushka z kolei wdarła się na scenę niejako szturmem, prezentując black metal nieszablonowy, który pomimo to, że jest naprawę świetny, nie do końca przypadł fanom gatunku.

Jako że koncert został wyprzedany, od samego początku było tłoczno. Kolejka przed wejściem do wrocławskiego A2 była dość pokaźna, aczkolwiek ochrona stanęła na wysokości zadania i dzięki temu dość sprawnie malała ilość osób oczekujących na wejście.

Całość zgodnie z rozkładem rozpoczął krakowski Untervoid, który pomimo tego, że na swoim koncie ma jedynie EP'kę pod tym samym tytułem, zaprezentował się naprawdę znakomicie. Jak to zwykle na tego typu wydawnictwach bywa, kawałków zbyt dużo nie ma, bo aż 4 i właśnie one zabrzmiały na deskach A2. Nie bez kozery panowie z grodu Kraka podpisali kontrakt z legendarną francuską Osmose Productions. Ich koncert, tak jak płyta, był bardzo różnorodny. Jest to owszem black metal, jednak nie ma tu typowej dla starej szkoły łupanki. Jest za to pomysł na siebie, są melodie, są blasty, są i klasyczne dla gatunku gitary, jest growl, jest krzyk, a to wszystko otoczone aurą wielkości. Coś pięknego. Czas na promocję materiału został w pełni wykorzystany, a co za tym idzie ci, którzy już wcześniej Untervoid słyszeli, z pewnością zostali zaspokojeni, natomiast ci, którzy słyszeli po raz pierwszy, w tym ja, z pewnością się owym bandem zainteresują.

Nadszedł czas zniszczenia totalnego, albowiem po krótkiej przerwie na scenie zameldował się łódzki Imperator, który to powraca na scenę po 25 latach niebytu. Czy ten powrót był udany? Ależ owszem, bezapelacyjnie i choć nie znam ani jednego z kawałków, jakie panowie kiedyś tam nagrali, to stara szkoła death metalu wybroniła się znakomicie. Występ tej legendarnej kapeli oglądałem z wielką przyjemnością, albowiem był to dowód na to, że death metal ma się dobrze, a nawet rzekłbym bardzo dobrze. Teraz mam nadzieję, że dzięki ciepłemu przyjęciu na MC panowie zostaną na scenie troszkę dłużej i może wydadzą nowy materiał. Apetyty rosną wszak w miarę jedzenia.

Po tym ciekawym występie przyszedł czas na jedynego przedstawiciela zza granicy, czyli szwajcarski Bolzer. Nie miałem okazji słyszeć ani widzieć Helvetów wcześniej, gdyż nie byłem na koncercie trasy „Rzeczpospolita Niewierna”, który odbył się we wrocławskich Zaklętych Rewirach jakiś czas temu. Słyszałem od ludzi, że opinie na temat muzyki jaką tworzy Bolzer są dość mocno podzielone, tym bardziej byłem ciekaw, jak to wszystko wypadnie. Powiem szczerze, że nie wiem jak mam się do tego występu odnieść. Jak mówi stare polskie powiedzenie, gdzieś dzwoni, ale nie wiem w którym kościele.

Zanim cały pierdolnik związany z Batushką wyszedł na światło dzienne, zespół (jak się okazało, a nie jednorazowy projekt) zagrał ostatni w tamtym składzie koncert. Wypadło na wrocławskie centrum A2 i nie wiem czy mam z tego tytułu śmiać się czy płakać, bo cała sytuacja jest po prostu żenująca. Wracając do samego koncertu, był po prostu przefantastyczny. Wiem, że opinie na temat tego zespołu są podzielone. Każdy ma prawo do swojej. Ja w moim mniemaniu uważam całość za jak najbardziej trafioną. Płytę "Litourgiya” uważam za świetną pozycję na rynku, a połączenie black metalu z muzyką cerkiewną za dowód rozwoju gatunku. Ci, którzy przyszli na MC do A2 mieli okazję usłyszeć standardowy set zespołu, albowiem z racji czasu jaki Bathuska dostała od organizatora i ilości materiału jaki nagrali, usłyszeliśmy cały album wykonany na żywo. Nic dodać, nic ująć. Zajebiście.

Na koncert Behemotha czekałem z wielką niecierpliwością, albowiem Nergala i spółki na żywo nie widziałem dość dawno. Generalnie nie pamiętam kiedy i gdzie było to po raz ostatni, natomiast wiedziałem, że tego gigu odpuścić po prostu nie mogę. Pikanterii dodawał fakt, że Behemoth nagrał, zdaniem wielu (także i moim), najlepszy album w swojej dość bogatej historii. Płytę, na której nie ma utworu, który by nie pasował, płytę, która jest mocnym kandydatem na album roku 2018. Można się było spodziewać, że całkiem sporo numerów z „ILYAYD” znajdzie się na koncertowej setliście i tak właśnie było. Jeśli chodzi o słowo „promocja”, to w tym przypadku nie ma ono sensu, gdyż Behemoth jest tak wielki muzycznie i medialnie, że to wszystko co wokół niego się dzieje jest samoistne.

„Solve”, a zaraz po tym „Volves Ov Siberia”, czysta poezja mocy; „Daimonos”, „Ora Pro Nobis Lucifer” i oczywiście największy „przebój” ostatniego krążka - „Bartzabel” - to pierwsze 4 killery, które zabrzmiały tamtego wieczoru. Ponadto można było usłyszeć m.in. „c”, „Decade Of Therion”, „Blow Your Trumpets Gabriel”, czy mój ulubiony „Chant For Eschaton 2000”. Na koniec usłyszeliśmy „Lucifera” z „The Satanist” oraz „We Are The Next 1000 Years”. Patrząc na całość setlista była mieszanką utworów z „ILAYD” i „przebojów” zespołu z poprzednich płyt. Nie powiem, był to dość ciekawy zabieg, choć jeśli o mnie chodzi zabrakło numerów z „Thelemy”, „Pandemonic…” czy chociażby z „The Apostasy”. Jak to piszę w miarę często odnośnie setlist poszczególnych koncertów – takie życie.

Behemoth udowodnił tym koncertem jak i całą minitrasą „Merry Christless”, że jest w szczytowej formie. Jako widz doceniam również całą otoczkę związaną z występami na żywo, jak maski, stroje itp., które mają za zadanie podkreślenie całości i mocy, jednak najważniejsza jest muzyka, jaka płynie ze sceny, a ta jest z najwyższej półki.

Podsumowując, posunięcie jakie się dokonało odnośnie Merry Christless, tzn. 3 miasta - 3 gigi, uważam za znakomity pomysł i mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie on kontynuowany (tylko zamiast Bolzera niech zagra np. Decapitated).

Generalnie bardzo mi się podobało.

Dziękuje za uwagę.

Ocena szkolna: 4+

Organizator: Knock Out Productions


Komentarze
Yngwie : Ale mam tempo. Po 5 latach kupiłem w końcu Untervoid na cd. A koncert pa...
CrommCruaich : Ale mam tempo. Po 5 latach kupiłem w końcu Untervoid na cd. A koncert pa...
CrommCruaich : Na koncert Behemotha czekałem z wielką niecierpliwością, albowiem N...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły