Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Amorphis - Eclipse

Pamiętam jakie emocje towarzyszyły zmianie wokalisty w szeregach Amorphis. Wielu mówiło, że gdzieś tak od wydania "Tuonela" zespół się powtarza i z albumu na album coraz bardziej słyszalny jest lekki spadek formy. Byli jednak i tacy (w tym niżej podpisany), którzy cenili sobie zarówno "Am Universum" jak i "Far From The Sun" i twierdzili, że bez Koskinena to już nie będzie TEN Amorphis. Po zapoznaniu się z zawartością "Eclipse" mogę z pełną świadomością stwierdzić, że to już nie jest ten sam Amorphis co z Koskinenem, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć, które oblicze Finów bardziej mi odpowiada.
Od pierwszych dźwięków "Eclipse" każdy średnio obeznany z wcześniejszymi dokonaniami sekstetu dosłyszy wyraźne zmiany, jakie wraz ze zmianą wokalisty zaszły w muzyce zespołu. Po pierwsze spokojniejsze, progresywne granie znane z poprzednich albumów ustąpiło miejsca prawdziwie "wulkanicznej" energii. Muzycy zarazili się chyba pozytywną energią od swojego nowego kompana i zaczęli tworzyć bardzo nośne, metalowe utwory. Poniosło ich nawet do tego stopnia, że umieścili na "Eclipse" fragmenty wręcz death metalowe. Wprawdzie muzycy nie zrezygnowali ze zwolnień i bardziej "klimatycznego" grania, jednak takie momenty stanowią jedynie uzupełnienie metalowego oblicza zespołu. W dalszym ciągu mamy również to, co stanowiło największy atut Finów - charakterystyczne progresywne gitary ("Empty Opening", "Under A Soil And Black Stone") i wspomagające je, również wyraźnie progresywne, partie klawiszy ("Under A Soil And Black Stone").

Nie da się zaprzeczyć, że Joutsen nie dysponuje tak wszechstronnym wokalem jak jego poprzednik, ale jednocześnie słuchając recenzowanego albumu ma się nieodparte wrażenie, że wkłada on w swoje partie 110% swoich umiejętności i swojej energii, czego nie można było powiedzieć o ostatnich dokonaniach Koskinena. W ramach jednej kompozycji facet potrafi wydobyć z gardła odrobinę melancholii, by po chwili wydrzeć się jak stary death metalowy wyjadacz ("Brother Moon"). Moim zdaniem na ów czas Joutsen był dla Amorphis idealnym wokalistą. Pozwolił bowiem wydobyć i uwypuklić te atutu muzyki Finów, które od jakiegoś czasu pozostawały w hibernacji.

Recenzując niniejszy album nie wypada nie wspomnieć o jakości samych kompozycji. Wszystkie utwory, łącznie z bonusowym "Stone Woman", są po prostu znakomite. Nie ma tu mowy o żadnych wypełniaczach. Każda z 11 części składowych "Eclipse" ma w sobie to "coś", co powoduje, że noga sama zaczyna podrygiwać a myśli niepostrzeżenie uciekają. 

Wraz z wydaniem recenzowanego albumu skończyła się era Amorphis utożsamianego w dużej mierze z osobą wokalisty Pasi Koskinena i melancholijnym klimatem. "Eclipse" jest albumem, który niewątpliwie pokazał nowe oblicze Amorphis. Czy lepsze? To zweryfikuje historia. Pewne natomiast jest to, że tak świeżej i energetycznej płyty, bez zmiany wokalisty, ten zespół z pewnością by nie nagrał. Moim zdaniem "Eclipse", obok "Tuonela", stanowi jeden z najjaśniejszych punktów w dyskografii Finów.
Ocena: 9/10

Tracklista:

01. Two Moons
02. House Of Sleep
03. Leaves Scar
04. Born From Fire
05. Under A Soil And Black Stone
06. Perkele (The God Of Fire)
07. The Smoke
08. Same Flesh
09. Brother Moon
10. Empty Opening
11. Stone Woman (Bonus)
Wydawca: Nuclear Blast (2006)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły