Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Film :

Thirteen (Trzynastka)

Nie jest to nowy obraz, właściwie przeszedł on bez większego oddźwięku zarówno wśród młodzieży (choć niewątpliwie ma pewne zadatki na tzw. „kultowość”), jak i wszelkiej maści moralizatorów. Teraz, za sprawą nominowania do Oscara grającej matkę głównej bohaterki, Holly Hunter w kategorii aktorki drugoplanowej, z pewnością sięgnie po niego nieco więcej osób.

Ale czy w ogóle warto? Właściwie sam pomysł, czyli ukazanie młodzieży w okresie burzliwej adolescencji, w obliczu wszelkich drastycznych zmian, jakich ona niesie, konieczności dokonywania wyborów, bądź unaocznienie zagrożenia młodych ludzi patologicznymi zjawiskami (wszelkie uzależnienia) było już tak wiele razy wykorzystywane w kinie. Przytoczyć tu można tak różne filmy jak „Stowarzyszenie umarłych poetów”, czy „Trainspotting”. Dlatego kolejna produkcja może nie być frapująca nawet dla bezpośrednio zainteresowanych.

Sam film zaczyna się sennie, leniwie ukazując nam trójkę przyjaciółek w nowej szkole, wśród nich główną bohaterkę, Tracy (Evan Rachel Wood). Zdarzenia zaczną biec coraz szybciej, gdy Tracy zacznie zabiegać o znajomość ze szkolną „gwiazdą”, Syla (Nikki Reed). Przez następne kilkadziesiąt minut serwuje się nam przerażającą metamorfozę z niewinnej nastolatki (zilustrowane przez łóżko wypełnione maskotkami) do cynicznej, wyrachowanej osoby wyzutej z głębszych uczuć.

Twórcy filmu serwują okradanie przez nastolatki bogatych kobiet w butikach,  fetysz i nieskrępowany kontakt z płcią przeciwną. Co dziwne, zwłaszcza w epoce „political correctness”, rolę (nomen omen) czarnego bohatera obejmuje… czarny chłopiec z getta. Zaiste, niesamowite novum. Zresztą od takich stereotypów jest tu gęsto, chociażby biały handlujący narkotykami, koniecznie musi być brudny, w stanie co najmniej wskazującym, dodatkowo obscenicznie się zachowujący. Nie chcę zdradzać finału naszej tytułowej trzynastki, lecz pewnie już większość się domyśliła… Nie skończy dobrze…

Na koniec zostawiłem jeszcze jeden ważny wątek (przynajmniej z punktu widzenia scenarzysty…) nieodzowny konflikt na linii dziecko - rodzice. A właściwie rodzic, bo ojciec jest w zasadzie nieobecny-  zarabia duże pieniądze w NASA. Uwypuklona jest rola matki. Jest ona niezwykle newralgicznie obsadzona przez twórcę scenariusza, zarazem reżysera Catherine Hardwicke. Oparta jest na autentycznej postaci, jakże, lapidarnie ujmując idealny antywzór. Kobieta targana nieustannymi problemami od ekonomicznych po oemocjonalne. Przedziwna mieszanka, ale takich twórca scenariusza serwuje nam tu o wiele więcej.

W efekcie nie wiedziałem, czy mam współczuć poszczególnym istotom,  czy też z szyderczym uśmiechem czekać na kolejne dawki patologii. „Trzynastka” jawi się jako idealny obraz: przestroga dla młodego widza, a i rodzic dostrzeże niewinne symptomy zagrożeń u swej pociechy. Obawiam się jednak, że obie strony potraktują cały film, łącznie z jego ewentualnym przesłaniem zgoła zdawkowo. Moim zdaniem zabrakło pewnego wypośrodkowania i dawkowania rozgrywających się w tempie ekspresowym zdarzeń. W efekcie, pewnie przeciwnie do intencji twórców, film… znieczula.

Thirteen (2003)
reżyseria: Catherine Hardwicke, scenariusz: Catherine Hardwicke,  Nikki Reed ,zdjęcia: Elliot Davis, muzyka: Mark Mothersbaugh, czas trwania: 100
Dystrybutor: Cinepix



Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły